To dziś umieram na pomarańczowo
Tlen wnika w skurczone płuca
Zapachem rozszerzasz średnicę źrenic
Na brzegu zapaści przykucam
Mam białe tęczówki i patrzę w swą niemoc
Spalając się w ciszy chcąc nie chcąc
Zaciskając palce jak kraty z żelaza
W tafli odbicia migocąc
Serce z bawełny i woskiem jest ciało
Stroszę twe rzęsy biernością
Zdeptujesz wszystko w co wierzę, rozbrajasz
Nasycasz mnie wątpliwością
Torakotomia bez znieczulenia
Zamknięta w otwartej klatce
Wydłubujesz pestki spod mych obojczyków
Zlizuję ślady po walce
Zamiast w zupełne przeobrażenie
Wkraczam znów w deformację
W algorytm przetrwania: "tak", "nie wiem", "być może"
Z przeszłości słów nawigację
Szatkujesz przedsionki, komory, zastawki
Odbierasz resztki nadziei
W stężeniu pośmiertnym zastygam oddana
Nucąc Requiem Czarodziei ⟲