64 latarnie
13 powodów
5 lat kacetu
80 dni dookoła świata
20000 mil podmorskiej żeglugi
100 lat samotności
12 małp
12 gniewnych ludzi
12 kroków
3 szóstki
24 godziny na dobę
30 dni gwarancji
2 bieguny w 4 oczy
30 uciśnięć
2 wdechy
Tu rzyga Dea vulgaris. Bogini pospolita. W konwulsjach, głośno, półgębkiem, rymem, niezgrabnie, z litemrówkami, siup, bzium, bziut, hop!
piątek, 25 października 2019
czwartek, 17 października 2019
toczczenie
mój bóg jest kamieniem spokoju
czuję go w środku lasu
leży na mchu podśpiewując
czystym szumieniem (zawczasu)
w podróż prowadzi w doliny
kory czołowej z zakrętem
prostym, przeciętnym, zwyczajnym
cicho poddanym (pod pętem)
nie używa siły od środka
zawraca z meandrów strachu
rzekę pod prądem płynącą
w obiektyw słońca (po fachu)
mój bóg pozbawiony jest twarzy
zakłada maskę w niedzielę
aż niemoc truchleje, goreje
nieposkromiony (przez stelę)
szarżuje na mentalnych płytach
przytula nagrobne litery
tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt
zapłacze po stokroć ( i cztery)
dokładnie zna moje myśli
spod żeber rzekomych rozpiera
łzy gładko rozciera na mostku
gdy moknę zastyga (ociera)
mój bóg ma siniaki, ma blizny
od wojen o wieczny niepokój
zasypiał jak gruszki w popiele
by płonąć bez żalu ( w półmroku)
trzyma się blisko korzeni
filtruje czary goryczy
mruczy mi 'zostaw' i 'odpuść'
i wdech i wydech i ( i krzyczy!)
głosem bezbarwnym jak limfa
stroszącym pióra na skórze
strumieniem niesłyszalnych szeptów
odda Ci serce ( i umrze)
mój bóg wybacza płomieniom
gdy kącikom warg dają ciepło
i żadna krew nie jest winem
całuje rany (by krzepło)
zaćmienie w pełnię zamienia
przychodzi w największych ciemnościach
gdy tańczę na skraju jeziora
plotkując z rybami ( o ościach)
wołając codziennie inaczej
myląc nazwisko, imiona
nie przywykł, że może istnieć
gdy go uwielbiam (spełniona)
czuję go w środku lasu
leży na mchu podśpiewując
czystym szumieniem (zawczasu)
w podróż prowadzi w doliny
kory czołowej z zakrętem
prostym, przeciętnym, zwyczajnym
cicho poddanym (pod pętem)
nie używa siły od środka
zawraca z meandrów strachu
rzekę pod prądem płynącą
w obiektyw słońca (po fachu)
mój bóg pozbawiony jest twarzy
zakłada maskę w niedzielę
aż niemoc truchleje, goreje
nieposkromiony (przez stelę)
szarżuje na mentalnych płytach
przytula nagrobne litery
tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt
zapłacze po stokroć ( i cztery)
dokładnie zna moje myśli
spod żeber rzekomych rozpiera
łzy gładko rozciera na mostku
gdy moknę zastyga (ociera)
mój bóg ma siniaki, ma blizny
od wojen o wieczny niepokój
zasypiał jak gruszki w popiele
by płonąć bez żalu ( w półmroku)
trzyma się blisko korzeni
filtruje czary goryczy
mruczy mi 'zostaw' i 'odpuść'
i wdech i wydech i ( i krzyczy!)
głosem bezbarwnym jak limfa
stroszącym pióra na skórze
strumieniem niesłyszalnych szeptów
odda Ci serce ( i umrze)
mój bóg wybacza płomieniom
gdy kącikom warg dają ciepło
i żadna krew nie jest winem
całuje rany (by krzepło)
zaćmienie w pełnię zamienia
przychodzi w największych ciemnościach
gdy tańczę na skraju jeziora
plotkując z rybami ( o ościach)
wołając codziennie inaczej
myląc nazwisko, imiona
nie przywykł, że może istnieć
gdy go uwielbiam (spełniona)
mój bóg nie wierzy w zwierzenia
a książki macza w oliwie
przykładem jaśminu i deszczu
przepada w kołdrze (żarliwie)
ostygnie po kilku westchnieniach
przezornie nieubezpieczony
Hamletem jest i Ofelią
tak szekspirowski (nie czczony)
cytuje Leśmiana półgębkiem
zapada się w mieszki włosowe
okręca wokół nadgarstków
oblizując kły (kobaltowe)
piątek, 11 października 2019
z premedytacją
Będę się wstawiać jak czarne pranie.
Wskakuję w sok jagodowy, w ocet balsamiczny, w moszcz gronowy
Płynę po omacku, coraz bardziej brnę w to bordo
We włosy wcieram ciemną czekoladę 90% kakao, bez laktozy, oleju palmowego i bez litości.
Pięty namaczam w popłuczynach z cebuli, brązowieją jak wielkanocne jajko z czubkiem twardszym od Twojego
Do ud musi przylegać mus malinowy, na łopatkach niech dusi się mus porzeczkowy, na muskułach wiśniowy
A na brzuchu fusy, pełno fusów, fusy w zagłębieniach między żebrami, fusy filiżance pępka, fusy w dołach nadobojczykowych
Po kawie, herbacie, po ziołach, nawet fusy po fusach
Gotowe, namaszczone, proszek do szufladki, płyn do rynienki,
40 stopni Celcjusza, program krótkie pranie
Bez wirowania, ocieknę sobie sama
Wskakuję w sok jagodowy, w ocet balsamiczny, w moszcz gronowy
Płynę po omacku, coraz bardziej brnę w to bordo
We włosy wcieram ciemną czekoladę 90% kakao, bez laktozy, oleju palmowego i bez litości.
Pięty namaczam w popłuczynach z cebuli, brązowieją jak wielkanocne jajko z czubkiem twardszym od Twojego
Do ud musi przylegać mus malinowy, na łopatkach niech dusi się mus porzeczkowy, na muskułach wiśniowy
A na brzuchu fusy, pełno fusów, fusy w zagłębieniach między żebrami, fusy filiżance pępka, fusy w dołach nadobojczykowych
Po kawie, herbacie, po ziołach, nawet fusy po fusach
Gotowe, namaszczone, proszek do szufladki, płyn do rynienki,
40 stopni Celcjusza, program krótkie pranie
Bez wirowania, ocieknę sobie sama
Subskrybuj:
Posty (Atom)