Wyrwana ze snu pospolitą błonkówką
Zapodziała oddech na poduszce z kory
Parapet na oścież, okno lądowiskiem
Przeźroczystość skrzydeł jej oczu tęczówką
Przy porannej kawie nie wiedząc dlaczego
Gładzi ciemne włosy, dość jej kołtunienia
Kroplę miodu spija z odległej planety
Aparatem typu liżąco-ssącego
Spacer na południe po grząskiej membranie
Tlą się jeszcze fale migoczącą bryzą
Tańczy na dnie morza pośród kałamarnic
Śpiew jej jest sposobem na mew okiełznanie
Przodkom swym wysyła krótki list w butelce
Korek trochę kruchy, przeżył już pół wieku
Szmaragd szkła przytula papierowy zwitek
"Dziadku, moja pamięć - jednym wielkim sercem"