Rot und A
Teofilina i Kofeina pokłóciły się rano o szczerbatą filiżankę. Nici ze wspólnego śniadania, więc śnię to danie dalej. Nie lej mi tu wody.
Jest już prawie południe, one nadal beznaczynnie czekają. Nie wiem na co, na czczo? W kuchni na posterunku są przecież wiecznie gotowe do wzięcia kubki-zdziry, dostępne całodobowo dla każdego. Można skorzystać, zalać nawet i dwa, trzy razy pod rząd. Potem odstawić hurtem do zmywarki, niech się wyparzą i przydogodzą innym.
A filiżanki jak nie było, tak nie ma. Komu mogła się spodobać jej wyblakła czerwień? Różany, przaśny deseń obrębiony złotą linią?
Pewnie ktoś ją przetrzymał u siebie na biurku, albo stukł, a może zawrzał do domu...
Taką starą i poszczerbioną? Z taką dziurą na brzegu w kształcie litery A? Przeszczekam jeszcze chwilę, przecież się znajdzie.
Poprajcuję w tym czasie nad gramatyką i składem porcelany, żeby nie cierpieć już tak bardzo przy wizytach słoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz