piątek, 8 marca 2019

Somatologia

Przez przydymioną szybę wpadają pojedyncze promienie roentgenowego półświatła. Większość z nich skupia się na ścianie, co trzeci pada na linoleum i wypala dziurę wielkości w kształcie rombu. 

Siedzę na miękkim fotelu, sam, czekam na wizytę jako ostatni w kolejce. Pachnie sterylnym brudem i starością. Jak w łazience u Prababci w Kolbudach. Dociera do mnie zdawkowe "do widzenia" i przedostatni pacjent, okutany we flauszowy płaszcz, opuszcza korytarz. Drzwi gabinetu pomalowane pistacjową farbą, pozostały uchylone. Dotykam klamki lodowatej jak znak stopu, do którego za młodu przyklejaliśmy języki podczas mroźnych ferii. 

 Dzień dobry. Doktorze, nie mogę się skupić na życiu.  Udaje mi się tylko dobrze być. Tak jak jestem tu teraz. I siedzę, jestem i ciągle coś mnie rozprasza. Przygotowałem w głowie listę objawów, które ułatwiły by Panu diagnozę, ale nie mogę jej sobie przypomnieć. 

To przez te obrazy. 

Te na ścianie.

 To storczyki, poznaję.

 I nie potrafię tego poznania zostawić...

 Rozpoznanie storczyka na tym obrazie przenosi mnie do 1989, do Profesora Teodora, który w audytorium pokrytym obleśną boazerią, opowiadał o roślinach nasiennych. Pełen pasji i tweedowego słowotoku zasypywał nas przeźroczami z jego egotycznych, egzotycznych podróży.  Mrużył przy tym oczy jakby pomagało mu to przywoływać więcej wspomnień, zwłaszcza tych, o których wykładać nie wypada. 

Widzę też salę, pełną znużonych mas nas, studentów po nieprzespanej nocy przed kolokwium z kręgowców. Są te obite drewnianą sklejką, poszarpane krzesła, które studentkom darły rajstopy.

 Widzę mojego współlokatora, który, podczas gdy ja uczyłem się kolejnych Orchis pallens, Orchis morio, Orchis tridentata, przygotowywał się do randki ze swoją pierwszą, prawdziwą dziewczyną i biegał  zygzakiem od szafy do lustra. 

Pamiętam, że zawias lewego skrzydła szafy był poluzowany i nie dało się ich zamknąć bez lekkiego podniesienia ku górze, można było przy tym stłuc sobie kciuk, szczególnie jeśli robiło się to w  porannym po omacku. 

Powtarzam, Orchis palustris, Orchis mascula, Orchis purpurea, niby zaklęcia przywołujące płodność pól i pomyślność wiatrów, a ten spocony chłopaczyna po raz czwarty zmienia koszulę, wyrzucając z siebie ochrypłe "kurwa" przy każdym zamknięciu drzwi szafy.

Co mam? 

Tak regularnie. 

Nie, nie palę.

 Czasem piję piwo do wieczornej lektury.

 Leki? 

Nie, ostatnio brałem tabletki na alergię, chyba w kwietniu. 

Dobrze, już się rozbieram. 

Podkoszulkę też? 

Dziękuję. To pocieszające, co Pan mówi.

Ile razy dziennie to brać?

 Jest Pan pewien, że to pomoże?

 Nigdy jeszcze nie brałem tabletek na antypercepję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz