czuję go w środku lasu
leży na mchu podśpiewując
czystym szumieniem (zawczasu)
w podróż prowadzi w doliny
kory czołowej z zakrętem
prostym, przeciętnym, zwyczajnym
cicho poddanym (pod pętem)
nie używa siły od środka
zawraca z meandrów strachu
rzekę pod prądem płynącą
w obiektyw słońca (po fachu)
mój bóg pozbawiony jest twarzy
zakłada maskę w niedzielę
aż niemoc truchleje, goreje
nieposkromiony (przez stelę)
szarżuje na mentalnych płytach
przytula nagrobne litery
tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt
zapłacze po stokroć ( i cztery)
dokładnie zna moje myśli
spod żeber rzekomych rozpiera
łzy gładko rozciera na mostku
gdy moknę zastyga (ociera)
mój bóg ma siniaki, ma blizny
od wojen o wieczny niepokój
zasypiał jak gruszki w popiele
by płonąć bez żalu ( w półmroku)
trzyma się blisko korzeni
filtruje czary goryczy
mruczy mi 'zostaw' i 'odpuść'
i wdech i wydech i ( i krzyczy!)
głosem bezbarwnym jak limfa
stroszącym pióra na skórze
strumieniem niesłyszalnych szeptów
odda Ci serce ( i umrze)
mój bóg wybacza płomieniom
gdy kącikom warg dają ciepło
i żadna krew nie jest winem
całuje rany (by krzepło)
zaćmienie w pełnię zamienia
przychodzi w największych ciemnościach
gdy tańczę na skraju jeziora
plotkując z rybami ( o ościach)
wołając codziennie inaczej
myląc nazwisko, imiona
nie przywykł, że może istnieć
gdy go uwielbiam (spełniona)
mój bóg nie wierzy w zwierzenia
a książki macza w oliwie
przykładem jaśminu i deszczu
przepada w kołdrze (żarliwie)
ostygnie po kilku westchnieniach
przezornie nieubezpieczony
Hamletem jest i Ofelią
tak szekspirowski (nie czczony)
cytuje Leśmiana półgębkiem
zapada się w mieszki włosowe
okręca wokół nadgarstków
oblizując kły (kobaltowe)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz