środa, 2 grudnia 2020

papier ścierwny

Coś tkwi pomiędzy kurzymi łapkami. 
Jakaś granulka czy drobina... Okruch? Krzyna?
Bardziej pasuje kruszyna.
Tak, to prawda, odpowiada.
Bywało krucho. Krucho tak bardzo, że niby truchło, ale już prawie cień. 
Tak cienki, że zmieściłby się pomiędzy warstwami zużytej, zgubionej za pazuchą, chusteczki higienicznej. 
Bywało, że powietrze smakowało jak pościel z osiedlowej pralni, opowiada.
Krochmal na lastryko. 
Stupor w eterze.
Fale mózgowe wymaglowane na sztywno. 
Pieśń egipska bogini sondującej aminokwasy w spirali DNA kubła na zamieszanie. 
Brudu było w bród, płycizna po horyzont, a ręce pełne robotów. 
Pozytywka z melodramatem zamiast melodii. 
Zamiast zawierać z Tobą przymierze, chowała się w przymierzalni.
Elka za obszerna, eska za słaba. W emce smarkula do kwadratu. 
Chwila nieuwagi no i już po kruszynie. 
Podnoszę ją z podłogi. 
Gdzie mi tu na nowe panele. 
Stoi drobna jak piasek z Lubiatowa. 
W słomkowym kapeluszu mamy i t-shircie w kolorze karamboli i kaki. 
Po piórach zostały same dutki. 
Skórkę gęsią przeplata pomarańczowa. 
Śliwki i odciski, fałdy i bulwy. 
Zostawiam ją w pokoju, może przygarnie ją jakaś szczelina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz