Coś czuję. Coś, co wylatuje z brzucha, napiera na emocjonalny falochron. Wpada w kanał odprowadzający przez oczodoły spuchnięty ocean. Czas łzawego surfera.
Pierwsza fala to strach. Wracają wyryte w skałach odrzucenia, niezrozumienia, osamotnienia. Te najstarsze, a może najmłodsze, bo dziecięce. Przypomina się. Potrzebowałaś opieki, a dostałaś opierdol. Błagałaś o uwagę, a zostałaś zignorowana. Potrzebowałaś bliskości, a zastałaś nieobecność.
Wypełzają załamania, traumy, nieprzeżyte śmierci. Te, w których rachunek prawdopodobieństwa umiejscowił właśnie Ciebie, przypadkowo zrzucając na łeb marmurowe płyty. I te, w które wdepnęłaś sama, bo przecież 'wiem jak mam żyć'. Serca rzucone na ruszt egoistycznej wędzarni.
Tłoczy się to wszystko i odtwarza coraz to inne klisze. Źródło niewyczerpania. Żałosne requiem. Perpetuum traumile.
Całość zlewa się w zatokę uniwersalnego współczucia. Spokojnego smutku. Pokornej akceptacji.
To twarz dziecka, które w pierwszej sekundzie życia zobaczy co je spotka po drodze.
To ostatni dzień starej kobiety spędzającej samotnie ostatnie 20 lat.
To oczy matki, która wie, że umiera za wcześnie.
A Ty co widzisz?
Obraz @agata_wojcieszkiewicz