poniedziałek, 2 lipca 2018

Rzygam słotą

Pogodo! O Pogodo, wołam Cię wołaczem!
Patrzę się na Ciebie swoim brzydszym fejsem.
Wejrzyj głęboko w me, me, me, me oczy.
Umawiałyśmy się inaczej! Nie tak rozdzieliłyśmy obowiązki! Naprawdę przesadziłaś. Nie po to znoszę własną bezsenność, bezsensowność i bylejakość, żebyś nie dotrzymywała obietnic.

To ja mam być w lipcu szara, zmęczona i brzydka. To ja mam płakać co trzy godziny. To ja zionę chłodem i z oziębłością mijam przechodniów. Ty miałaś być rozpogodzona, uśmiechnięta, piękna. Jasna jak słońce i pełna ciepła. Miałaś tańczyć na małych paliczkach w kobiecych sandałach i pod pachami gości w bezrękawnikach.

To ja mam leżeć spuchnięta i pomiętolona, owinięta mgłą kocy, kołdry i kaszlu. Moje gruczoły potowe, a nie Twoje chmury mają zalewać mnie zimnym dżdżem. Pogodo! Pomyliłaś nasze ustalenia, dla Ciebie miał być Lipiec i Sierpień, podczas gdy mi, jak co roku do rozkwitu przypadałby Listopad.

Pogodo, mówię do Ciebie! Popatrz na mnie i rozchmurz się. Zawieruchę i cienie zostaw mnie, nie widzisz, że dobrze sobie z nimi radzę? Ty wróć z upalnymi nocami, które upychają lepkich ludzi w metrowe  kolejki  po wiatraki z Tesco. Wczuj się w rolę według ustaleń, dobra? Uspokój się, przeczytaj kontrakt jeszcze raz i zapamiętaj - Ty brylujesz latem, ja jesienią.

Jeszcze raz, powtórzę, popatrz na mnie, oddałam Ci wszystkie radości (żebyś zrobiła z nich pierwsze w Polsce hiszpańskie lato) i nie zostało mi nic. Może tylko książki i jedzenie. Pogodo, zlituj się, na miłość czeską! Umowa jest przecież jasna: Ty żarzysz się w wakacje, ja płonę na jesień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz